Rozmowa z Krzysztofem Dzikowskim o szansie dla młodych twórców kultury
DS: Panie Krzysztofie próbuje Pan swoich sił w bardzo różnych formach literackich: scenariuszach, musicalach, kabaretach, satyrach, a w reszcie w piosenkach, z których jest Pan najbardziej znany. Która z nich jest dla Pana najważniejsza?
KD: Najważniejsza jest piosenka. Ze względu na swoją ogromną siłę oddziaływania, teraz zwłaszcza za pośrednictwem mediów. Do kabaretu pisze mi się bardzo przyjemnie, ale tylko wtedy, gdy jestem z nim związany, znam ludzi, którzy w nim występują i ich poczucie humoru.
DS: Dlaczego mówi pan o sobie „tekściarz"?
KD: Nie lubię celebrowania tego zawodu. Słowa traktuję jako materię służącą obróbce, podobnie jak stolarz traktuje drewno jako materiał do tworzenia mebli. Kiedy wręczano mi honoraria za wieczory autorskie w kopercie, rozdzierałem ją i przeliczałem na oczach publiczności. Jest to zawód jak każdy inny. Janusz Kondratowicz uważał, że mówiąc o sobie tekściarz niejako się poniżam. Nienawidzę natomiast terminu poezja śpiewana (tutaj złośliwie proponowałbym przez analogię dla filmu nazwę „fabułka kręcona"), Termin piosenka poetycka jest już zupełnym nieporozumieniem. Na Krupówkach w Zakopanem uścisnąłem rękę szewcowi, który drogowskaz do swojego warsztatu opatrzył napisem „do Pana szewca".
DS: W jaki sposób pracuje Pan nad tekstami? Co zazwyczaj jest pierwsze, tekst czy muzyka?
KD: Przeważnie jest tak, że piszę do muzyki. Jest to dosyć trudne, ale przynajmniej wiem, do czego piszę, nie ma już tej niepewności, że muzyka do mojego tekstu może nie wyjść. Jednym z wyjątków jest Mały Książę, kiedy to najpierw powstał tekst, a dopiero potem muzyka. Kiedy piszę do konkretnej muzyki jestem ograniczony frazą, przeważnie krótką, rymami jednosylabowymi typu: brał - miał i pisząc nie mogę tak naprawdę rozwinąć swoich myśli, czyli skrzydeł, a piosenka to przecież mała forma literacka.
DS: Co jest wg pana najważniejsze w tekście piosenki?
KD: Pomysł i jego rozpracowanie. Mówiąc w skrócie jej sens. Dobrze jest jak autor zada sobie na początku pytanie, co słuchacz zrozumie z takiego przekazu poetyckiego. Piosenka jest magią, zaklęciem dnia codziennego, czasem żartem rzuconym w przestrzeń. Natomiast jeżeli dorabia się do tego ideologię, najczęściej mamy do czynie z gniotem.
DS: W piosence Ciągle pada napisał pan: Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby. To dość oryginalne porównanie. Co sądzi pan o języku piosenki?
KD: Napisałem tak, ponieważ wydaje mi się, że trzeba w pełni korzystać z możliwości języka w wyrażaniu uczuć, opisie itp. Zainteresowanych zagadnieniem giętkości języka odsyłam do lektury Beniowkiego Juliusza Słowackiego (pieśń 5). Jeśli chodzi o porównanie, które zastosowałem we wspomnianej piosence, to inspiracja pojawiła się wtedy, gdy jako okazjonalny wędkarz samodzielnie przekonałem się jak śliski jest brzuch ryby. Jeśli chodzi o materię języka, to nie wyobrażam sobie również, żeby tekściarz był tylko od tekstów piosenek, a nie potrafił pisać językiem prozy. Ja natomiast chcę doskonalić swój warsztat. Przez szereg miesięcy prowadziłem Zeszyt Motywy (z cyklu: Ulice), w którym nie rymując opisywałem wydarzenia, których byłem świadkiem.
DS: I co się z tym Zeszytem stało?
KD: Jeżeli nie ma go gdzieś moja żona, to znaczy, że pewnie go zjadły mole.
DS: Jak wyglądała praca nad najnowszą Pana piosenką napisaną do filmu Syberiada polska w reżyserii Janusza Zaorskiego?
KD: Zamówienie dostałem zjeżdżając z Nosala (dużego) w Zakopanem. Trzeba napisać szybko. Pisałem więc piosenkę między jeżdżeniem na nartach, kolacją a spaniem, częściowo pod kroplówką w szpitalu. Trudne. Pisząc tę piosenkę czułem dużą odpowiedzialność. Film został zerżnięty przez krytykę, o piosence natomiast mówiono raczej dobrze. Uważam, że duet stworzony do tej piosenki, Wyszkoni i Cugowski, jest bardzo interesujący. Miałbym pomysły na ich dalsze śpiewanie razem, ale sądzę że na przeszkodzie tym pomysłom staną indywidualności wykonawców.
DS: Trudno jest się oprzeć wrażeniu, że powstające teraz piosenki nie spełniają oczekiwań odbiorców, nie wyróżniają się niczym szczególnym i są przebojami jednego sezonu. Mam Pan jakąś receptę dla młodych twórców jak temu zaradzić?
KD: Zgadzam się z tym, że jest obecnie zbyt wiele tekstów kiepskich i monotonnych w nastroju. Dlatego chciałbym nawiązać współpracę z młodymi i przekazać im swoją wiedzę na temat „tekściarstwa". Ale...oni chyba dziś nas dinozaurów nie potrzebują, utożsamiając nas tylko ze starym stylem w piosence. A przecież tekściarz, który się rozwija, potrafi pisać wg obowiązujących kanonów.
DS: Czy ta właśnie chęć współpracy z młodymi twórcami była jednym z powodów powstania Fundacji, której jest pan patronem?
KD: Wściekły jestem, kiedy wspominam wszelkie przeszkody, które napotykałem na swojej drodze do zawodu. Chciałbym pomóc początkującym twórcom tego uniknąć i służyć swoim doświadczeniem. Bo młody twórca, chociaż może się zapowiadać na tęgiego boksera, to jest w istocie dosyć wrażliwy na przeciwności. Przede wszystkim chodzi o pomoc w radzeniu sobie z materią pisania i w przecieraniu ścieżki zawodowej, przełamaniu oporu materii typu „mundry pan redaktor" czy kierowniczka domu kultury z oklepanym gustem i wymaganiami (nie mam tu jednak na myśli wspaniałej kierowniczki Domu Kultury w Aninie pani Lidii Szafrańskiej). Jednak główną inspiracją do powołania Fundacji, były opinie fanów i osób trzecich o potrzebie jej powstania.
DS: W jednym z wywiadów powiedział Pan kiedyś, że bycie twórczym odmładza? Nadal Pan tak uważa?
KD: Pod warunkiem, że nie będzie to odmładzanie na siłę. Także osoba, która młodym pomaga może się w ten sposób odmłodzić.
Rozmawiała Daria Sieniawska